piątek, 19 kwietnia 2024

Newsroom

Catalyst to okazje także do dużych zysków

Emil Szweda, Obligacje.pl | 12 września 2012
Ponad 24 proc. w skali roku można zarobić kupując obligacje Ganta, prawie 13 proc. na Marvipolu. Mniejszych lub większych okazji przybywa na nudnym dotąd rynku obligacji.

   Mniej więcej jedna trzecia obligacji korporacyjnych notowanych na Catalyst jest wyceniana poniżej nominalnej wartości obligacji, po której zostaną one wykupione. Oznacza to, że oprócz zysku z naliczonych i wypłaconych odsetek inwestorzy mogą liczyć na dodatkowe benefity w postaci różnicy między ceną zakupu obligacji i ceną po jakiej zostaną wykupione. Zwykle chodzi o dodatkowy procent, dwa lub trzy, które można doliczyć do oprocentowania w skali roku, co zamienia zysk np. 10 proc. z odsetek, w 12 proc. z połączenia odsetek i zarobku na różnicy w cenie obligacji. Ale czasem pojawiają się okazje w znacznie większej skali.

   Spektakularne zyski

   Jednym z przykładów ponadprzeciętnych zysków możliwych do osiągnięcia na Catalyst długo pozostanie Oshee. Producent znanych napojów izotonicznych w końcu czerwca opublikował raport za 2011 r., z którego wynikało, że jego sytuacja finansowa gwałtownie pogorszyła się i inwestorzy nie byli pewni, czy spółce uda się wykupić obligacje w terminie. Szybka przecena przyniosła spadek wartości obligacji o połowę. Ktoś kto kupił je na początku sierpnia za połowę wartości nominalnej, do dziś zarobił 75 proc., choć nadal nie ma pewności, czy Oshee wykupi wszystkie swoje obligacje w terminie. Póki co, spółka sama skupuje je z rynku i umarza, bo w ten sposób zaoszczędzi na spłacie obligacji. Obecna wycena dochodzi do 85 proc. nominału. Ktoś, kto kupiłby je dziś po tej cenie, ma szanse zarobić 17,6 proc. w niewiele dłużej niż miesiąc. O ile Oshee obligacje wykupi.

   Przed rokiem podobną okazję można było wykorzystać w przypadku Anti. Inwestorzy bojąc się o wypłacalność dewelopera sprzedawali obligacje, aż potaniały one do 60 proc. wartości nominalnej. Później ich kurs wzrósł do 90 proc., ponieważ zarząd twierdził, że prowadzi rozmowy z inwestorami. Ostatecznie Anti obligacji nie wykupił (część spłacił, a część zamienił rok później na akcje), ale ktoś kto kupił je za 60 proc. nominału i następnie sprzedał za 90 proc., mógł zarobić 50 proc. w kilka tygodni.

   Nie dalej niż w ostatni piątek sierpnia na Catalyst można było kupić obligacje funduszu Rubicon Partners za 86 proc. ich wartości. Fundusz ma je wykupić w połowie września. 16,3 proc. w dwa tygodnie zarobi ich nabywca, jeśli fundusz okaże się rzetelnym dłużnikiem. W skali roku daje to 390 proc. zysku. W przypadku Oshee było to 900 proc. możliwego do zrealizowania zysku w skali roku, w przypadku Anti 300 proc.

   Podobnych przykładów – choć nie aż tak spektakularnych - jest więcej i o zyski przekraczające 20 proc. w skali roku jest na Catalyst łatwo jak nigdy wcześniej na tym rynku.

   Okazje nie spadają z nieba...

   Jak łatwo się zorientować na podstawie przytoczonych wyżej przykładów, ceną za wysokie zyski jest olbrzymia niepewność, co do ich osiągnięcia. Ceny obligacji nie spadają do niskich poziomów bez przyczyny, powodem na ogół są obawy o wypłacalność emitenta i to często obawy nie pozbawione podstaw. Podjęcie ryzyka bywa opłacalne, ale warunkiem jest prawidłowa ocena zdolności emitenta obligacji do ich spłaty. W przeciwnym razie nawet zakup obligacji znacznie poniżej ich wartości nominalnej, może okazać się bardzo złym interesem. Co prawda wartość obligacji nie spada do zera, ponieważ zwykle jest w spółce jakiś majątek, z którego – w razie np. upadłości – da się spłacić choć część długów, niemniej tam gdzie jest szansa na spektakularne zyski, jest też ryzyko poniesienia dużych strat.

   …ale często są tym, czym się wydają

   Prawdziwie spektakularne zyski po podjęciu ogromnego ryzyka należą na Catalyst do rzadkości.

   Jak wspomniałem we wstępie, obecnie na Catalyst jedna trzecia obligacji notowanych jest poniżej nominału, ale przyczyną nie jest realne, namacalne ryzyko bankructwa notowanych tu spółek. W każdym razie nie jest ono tak łatwe do zdiagnozowania jak w przypadku Budostalu-5, Anti czy Fojuda (wszystkie wymienione spółki były notowane na Catalyst i nie wywiązały się ze spłaty zobowiązań).

   Przyczyny są zgoła inne. Podstawową jest wciąż widoczny brak płynności na rynku obligacji. Jeśli znajdują się inwestorzy chętni do sprzedania większych pakietów obligacji, często nie znajdują oni drugiej strony do zawarcia transakcji, lub czekają na nią długi czas. Jeśli potrzebują pieniędzy szybko, ceny spadają. Nie przypadkiem większość z obligacji notowanych poniżej nominału przeceniono o 1, 2 lub 3 proc. To nie jest taka skala przeceny, która oznaczałaby, że inwestorzy realnie obawiają się bankructwa spółek. Wówczas przecena sięgałaby 10-, 20- czy 30- proc. lub dużo więcej.

   Druga przyczyna poniekąd łączy się z pierwszą. Na Catalyst ponad 80 proc. obligacji ma zmienne oprocentowanie, jego wysokość opiera się o wysokość stawek WIBOR3M i 6M. WIBOR wyraźnie spadł w ostatnich dwóch tygodniach, od kiedy Marek Belka zapowiedział, że Rada Polityki Pieniężnej przyjrzy się możliwościom obniżek stóp. Kontrakty na stopę procentową (kontrakty FRA) wyceniają spadek stóp WIBOR nawet o 100 pkt bazowych (1 pkt proc. w ciągu roku). Oznacza to także, że ktoś kto dziś posiada obligacje o zmiennym oprocentowaniu, które dziś dają mu 10 proc. zysku, za rok może zarabiać na nich 9 proc. Części inwestorów nie odpowiada taka perspektywa i sprzedaje obligacje, aby za wczasu kupić np. obligacje o stałym oprocentowaniu, którego wysokość nie zmieni się bez względu na decyzje RPP.

   Trzecia sprawa to narastająca niechęć inwestorów, tak indywidualnych jak instytucjonalnych, wobec przedstawicieli niektórych branż i decyzje o sprzedaży ich obligacji nie na podstawie lektury raportów finansowych, lecz na podstawie zaleceń np. komitetu inwestycyjnego lub opinii prasowych. Dotyczy to w szczególności deweloperów, którzy jako branża znajdują się w tarapatach, ale jako jej indywidualni przedstawiciele – niekoniecznie. To dlatego obligacje Robyga można kupić dziś poniżej ich wartości nominalnej, choć mają stałe oprocentownie (a więc niezależne od działań RPP), a jego bilansu mogą pozazdrościć spółki z każdej branży. Na obligacjach Marvipolu można zarobić 2 pkt proc. więcej niż wynosi ich oprocentowanie, choć na podstawie bilansu na koniec półrocza trudno wysnuć wniosek, że spółce zagraża utrata płynności. Na wygasających w marcu przyszłego roku obligacjach Ganta, które mają wbudowaną premię przy wykupie, można zarobić ponad 24 proc. w skali roku, co jest rentownością typową raczej dla firm o niepewnej przyszłości.

   Przykładów jest więcej – 63 serie obligacji na Catalyt na 176 notowanych – wycenianych jest poniżej wartości nominalnej, co stwarza szanse na dodatkowy zarobek inwestorom nie stroniącym od ryzyka. Z tego prawie połowa to obligacje deweloperów, ale więcej niż połowa to przedstawiciele innych branż.

   Natomiast na konserwatywnych inwestorów czekają pozostałe obligacje, które oferują dochody wyłącznie odsetkowe, bez dreszczyku emocji.  

Więcej wiadomości kategorii Analizy