sobota, 23 listopada 2024

Newsroom

Obligacje korporacyjne dla opornych

Emil Szweda, Obligacje.pl | 25 maja 2016
Zastanów się czy oprocentowanie wynagradza podjęte ryzyko, podziel portfel jak torcik wedlowski i strzeż się gruszek na wierzbie – to garść porad dla początkujących w świecie obligacji korporacyjnych.

Tekst ukazał się w Pulsie Biznesu z 23 maja. Wszelkie prawa zastrzeżone. 

Kolejne publiczne emisje obligacji oraz ich kampanie reklamowe przyciągają na rynek kolejnych inwestorów indywidualnych, którym często brakuje doświadczenia w inwestycjach w tego rodzaju instrumenty. A nie jest to sprawa tak trywialna, jak może się wydawać.

Czy oprocentowanie jest odpowiednie?

Początkującemu inwestorowi trudno jest osądzić, czy dana emisja powinna być oprocentowana na 4,5, 5 czy może na 7,5 proc. Zazwyczaj istnieje jednak logiczne wytłumaczenie wysokości oferowanego oprocentowania, zwłaszcza w przypadku dużych emisji publicznych (tj. przeprowadzanych na podstawie prospektów emisyjnych).

Najłatwiej ocenić warunki oprocentowania porównując je z innymi – podobnymi – ofertami. Podobnymi, czyli z emisjami przeprowadzanymi przez spółkę z tej samej branży, albo nawet przez tę samą spółkę w przeszłości. Jak dotąd wszystkie prospektowe emisje publiczne były i są wprowadzane do obrotu na Catalyst. Płynność takich emisji przewyższa średnią płynność na rynku (mierzoną jako relację rocznych obrotów do wartości emisji) dwa do nawet siedmiu razy, zatem można uznać, że wyceny obligacji z publicznych emisji na rynku wtórnym najczęściej są odzwierciedleniem racjonalnych postaw inwestorów, a nie efektem przypadkowych wahań cen wymuszonych niską płynnością.

Bardzo często okazuje się, że choć w przeszłości emitenci obligacji oferowali inwestorom wyższe oprocentowanie, to ich obligacje notowane są z premią względem nominału i rentowność jest niższa niż oprocentowanie oferowane w nowej emisji. Warto przy tym pamiętać, że im krótszy jest okres inwestycji, tym niższe jej ryzyko, a zatem także i rentowność obligacji powinna być niższa. Z grubsza możemy szacować koszt takiego ryzyka na 10-20 pkt bazowych za każdy dodatkowy rok inwestycji, przy czym różnica między np. inwestycją roczną i dwuletnią będzie wyższa (nawet 0,5-1 pkt proc.) niż między trzyletnią i czteroletnią.

Jeśli jednak to obligacje na Catalyst dają wyższą rentowność niż oprocentowanie oferowane nowej w emisji, lepszym wyborem będzie zakup obligacji na rynku wtórnym.

Dokonując porównań między przedstawicielami branży nie należy zapominać o różnicach między firmami. Należałoby więc kierować się wskaźnikami zadłużenia (np. relacją długu netto do kapitału własnego) oraz zdolnością firm do jego obsługi. W najprostszym ujęciu – im wyższe jest zadłużenie danej firmy, tym wyższe jest ryzyko inwestycji i tym wyższego należy oczekiwać oprocentowania.

Ile jajek w koszyku?

Kwotę, którą zamierzasz zainwestować w obligacje firm, podziel na dwie równe części. Jedną z nich odłóż z powrotem na lokatę i wróć do niej, gdy zyskasz nieco doświadczenia. Pozostałą część podziel np. na dziesięć równych części i każdą z nich zainwestuj w obligacje innej firmy.

O ile sens dywersyfikacji w przypadku inwestycji w ryzykowne instrumenty (jak np. akcje) jest dyskusyjny (razem z ograniczeniem ryzyka zmniejszamy też szanse na duże zyski), o tyle w przypadku obligacji dywersyfikacja oznacza rozłożenie ryzyka bez utraty dochodów, ponieważ wszystkie obligacje z portfela pracują dla swoich właścicieli, choć w różnym tempie.

Emitentów obligacji możemy podzielić według trzech grup. Pierwszą tworzą emitentci, którzy odporni są na silne wahania koniunktury i przetrwają ewentualną recesję bez uszczerbku dla swoich wierzycieli (np. banki, koncerny energetyczne). Drugą grupą firm są emitenci, których kondycja finansowa jest dobra dzięki koniunkturze w gospodarce lub w ich branży, ale nie wiadomo do końca jak poradzą sobie w razie spowolnienia (np. deweloperzy, windykatorzy, firmy pożyczkowe). Ostatnią zaś grupa firm, która ma problemy z osiąganiem zysków i kontrolą zadłużenia nawet w okresie dobrej koniunktury. Oczywiście ryzyko, które oferują wpływa na rentowność ich obligacji i każdy powinien sam udzielić sobie odpowiedzi na pytanie w jakich proporcjach chce dobierać do portfela przedstawicieli poszczególnych grup. Im mniejsze jest doświadczenie inwestora, tym niższy powinien być udział ryzykownych papierów w portfelu, ale oczywiście można też polegać na szczęściu i opiniach innych.

Choć w obligacje inwestuje się z myślą „kup i trzymaj”, nie wolno tej strategii mylić z „kup i zapomnij”. Inwestorzy powinni sprawdzać regularnie kondycję emitentów, którym powierzyli pieniądze. Tylko najbardziej zaawansowani poradzą sobie z monitorowaniem więcej niż 10, 20 czy 30 spółek w portfelu, dlatego stopień dywersyfikacji należy dostosować też do możliwości poświęcenia czasu inwestycjom. Im mniej tego czasu mamy, tym mniejsze środki powinniśmy inwestować.

Bądź jak bank

Inwestowanie w obligacje polega na ocenie wiarygodności kredytowej emitenta. Innymi słowy inwestor wchodzi w buty pracownika banku, który ocenia wniosek kredytowy. Jak wiadomo, aby dostać kredyt w banku należy legitymować się zdolnością kredytową, a nie samą obietnicą jej uzyskania. Tak samo powinni działać inwestorzy – oceniać, czy dana firma jest już dziś zdolna do obsługi zobowiązań, czy wypracowuje wystarczająco duże zyski by poradzić sobie z obsługą nowych obligacji i czy już dziś wiadomo, z czego obligacje spłaci.

Nie należy zaś ulegać roztaczanym wizjom, obietnicom przyszłych zysków (jeśli dziś ich nie ma), opowieściom o tym, jak wspaniale spółka się rozwinie, gdy już pożyczy od nas środki. Być może tak właśnie się stanie, ale rozkład ryzyka jest w takiej sytuacji nierównomierny – zyski przypadną akcjonariuszom, lecz straty pokrywane będą na rachunek obligatariuszy. Firma, która nie ma zdolności kredytowej powinna raczej emitować akcje, a nie dług. Choć naturalnie od każdej zasady są wyjątki i dobre zabezpieczenie może nieco zmienić proporcje ryzyka.

Inwestuj odpowiedzialnie

Obligacje to nie akcje. Tu odwaga rzadko jest premiowana, chciwość karana jest zaś z największą surowością. W świecie niskiego oprocentowania depozytów łatwo zarazić się obligacyjnym bakcylem, ale nie warto spieszyć się decyzjami. Nie ma na tym rynku ekspresów, które właśnie odjeżdżają z peronów wioząc wybrańców po bezkresne zwroty z kapitału. Po jednej zamkniętej emisji zawsze przychodzi kolejna, po jednym wagoniku kolejki za chwilę ustawia się kolejny. Zdążysz.

Więcej wiadomości kategorii Poradniki