poniedziałek, 25 listopada 2024

Newsroom

Trzy najczęściej popełniane błędy przez obligatariuszy

Emil Szweda, Obligacje.pl dla "Gazety Giełdy Parkiet" | 24 września 2014
Inwestorzy, którzy przechodzą na obligacje korporacyjne z rynku akcji popełniają inne błędy od tych, którzy dotąd wybierali lokaty bankowe.

Tekst pochodzi z "Parkietu z 15 września. Opublikowano za zgodą i wiedzą redakcji. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Katalog możliwych do popełnienia błędów przy inwestycjach w obligacje firm jest bardzo szeroki. Począwszy od całkowitej ignorancji ceny na rynku wtórnym i pomijaniu w kalkulacjach kosztów podatkowych, co prowadzi do zawierania transakcji o ujemnych  rentownościach, a skończywszy na kupowaniu obligacji firm o znajomo i nieznajomo brzmiących nazwach, z całkowitym pominięciem analizy finansowej.

Wizja rozwoju

Jednak najczęściej popełnianym błędem przez inwestorów, zwłaszcza tych, którzy dotąd zbierali doświadczenia na rynku akcji, wydaje się zbyt duża uległość wobec przedstawianych wizji rozwoju spółki po przeprowadzeniu emisji obligacji. Oczywiście same emisje służą jakimś celom inwestycyjnym przedsiębiorstw, które finalnie powinny przełożyć się na wyższe przychody i zyski przedsiębiorstwa (a więc także na zdolność do obsługi zadłużenia), ale same prognozy zysków nie powinny być podstawą inwestycji w obligacje (choć mogą nimi być – i najczęściej są – w przypadku inwestycji w akcje).

Przedsiębiorstwa emitujące dług powinny mieć zdolność kredytową do jego obsługi już w momencie przedstawiania planów emisji długu. Najprościej uciec się do porównania z sytuacją klienta banku starającego się o pożyczkę. Bez względu na cel tej pożyczki bank odmówi finansowania, jeśli kredytobiorca nie będzie potrafił przedstawić zdolności do obsługi zadłużenia już w dniu składania wniosku kredytowego. Tak samo powinno być w przypadku obligacji. Pojawi się zapewne pytanie – po co przedsiębiorstwa mają emitować dług, skoro mogą uzyskać kredyt bankowy, który niejednokrotnie jest tańszym i bardziej elastycznym narzędziem (np. kredyt obrotowy) niż obligacje?

Odpowiedzi mogą być różne. Część emitentów obligacje wybiera nie zamiast kredytu, ale jako uzupełnienie długu bankowego, czyli jako dywersyfikację źródeł finansowania. W części przypadków wymagania banków dotyczące zabezpieczeń czy zdolności kredytowej są zbyt wygórowane, dla jeszcze innych przedsiębiorców przeszkodą są długotrwałe procedury bankowe i zawiłe meandry podejmowania decyzji przez komitety kredytowe.

Jak w przypadku każdej reguły, tak i od tej – o zdolności do obsługi zadłużenia finansowego przed jego zaciągnięciem – bywają w przypadku obligacji wyjątki. Mogą nimi być inwestycje przekładające się na szybki wzrost zdolności kredytowej (np. w nieruchomości, które można szybko wynająć, w linie produkcyjne, które można szybko zainstalować i uruchomić lub przejęcia innych przedsiębiorstw, które generują lub mogą szybko zacząć generować dodatni cash flow). Jednak nawet w takim wypadku należy wymagać „historii kredytowej”, a jest nim track record dotychczasowych osiągnięć spółki.

Mówiąc krótko, inwestowanie w obligacje tym różni się od akcji, że kupując akcje, inwestorzy kupują przyszłość przedsiębiorstwa i jego rozwój. Inwestując w obligacje powinni koncentrować uwagę na stanie dzisiejszym i uwzględnić możliwość pogorszenia kondycji finansowej emitentów obligacji, a nie tylko jej poprawę.

Antykoncepcja w obligacjach

Innym wyjątkiem, pomagającym zapomnieć o chwilowym braku zdolności kredytowej, jest możliwość przedstawienia wartościowych zabezpieczeń. W większości przypadków dla banku klient, który ma majątek, ale nie ma stałego dochodu, nie będzie klientem kredytowym. Ale dla obligatariuszy zabezpieczenie przewyższające wartość długu np. o 50 proc. (a często więcej) jest akceptowalnym warunkiem objęcia emisji.

Na zabezpieczenia tradycyjnie uwagę zwracają ci spośród inwestorów, którzy w obligacjach szukają bezpiecznego sposobu na inwestycję, a więc przyzwyczajeni dotąd do lokat bankowych. Niestety, wielu z nich zadowala się samym stwierdzeniem, że obligacje są zabezpieczone, zaś wartość zabezpieczenia w dniu jego ustanowienia przekraczała wartość emitowanych obligacji.

Jednak przyjmowanie na wiarę operatów wykonanych na zlecenie emitenta bywa poważnym błędem. Nie chodzi nawet o to, że rzeczoznawca dokonujący wyceny może przeszacować jego wartość, ale może przede wszystkim o to, czy zabezpieczenie będzie można – w razie konieczności – łatwo zamienić na gotówkę. Hipoteka na zakładzie produkcyjnym nie jest tym samym co hipoteka na działce budowlanej, czy na kamienicy w Warszawie. Zastaw na specjalistycznych maszynach może okazać się mniej wart niż zastaw na zapasach tego samego przedsiębiorstwa. Nie wspominając o zastawie na akcjach samego emitenta, które w sytuacji upadłości będą warte jeszcze mniej, niż jego długi, w tym „zabezpieczone” obligacje.

Większość spośród spółek, które w tym roku (i w poprzednim również) zawiodły zaufanie inwestorów i nie wykupiło obligacji, kusiła inwestorów obligacjami zabezpieczonymi. Nie należy tego przymiotnika wiązać bezwarunkowo z bezpieczeństwem inwestycji. Obligacje największych i najbezpieczniejszych emitentów na Catalyst emitowane są bez żadnych dodatkowych zabezpieczeń.

Kto ustala oprocentowanie?

Kilka tygodni temu prezes jednego z emitentów powiedział mi, że za nowe obligacje zapłaciłby nawet 10 proc., bo takie oprocentowanie odzwierciedla faktyczny poziom ponoszonego ryzyka przez inwestorów. Ale ponieważ inwestorom wysokooprocentowane obligacje źle się kojarzą, zamierza zaproponować im 1-2 pkt proc. mniej…

Gra się tak, jak rynek pozwala. Powyższa anegdota nie jest krytyką przedsiębiorcy, lecz inwestorów, którzy często nie wiążą oprocentowania z poziomem ryzyka. Dzieje się tak zwłaszcza w przypadku mniejszych emisji kierowanych do inwestorów detalicznych. Czasem można odnieść wrażenie, że inwestorzy nie zdają sobie sprawy, że godząc się na oprocentowanie wyższe o 50 pkt bazowych obejmują papiery emitentów o kilkukrotnie gorszych parametrach finansowych.

Oprocentowanie obligacji zawsze powinno odzwierciedlać poziom ponoszonego ryzyka przez inwestorów. Ale żeby móc je ocenić, należy najpierw prześwietlić zdolność kredytową przedsiębiorstwa i poniekąd wrócić do początku tego tekstu.

Więcej wiadomości kategorii Analizy