piątek, 19 kwietnia 2024

Newsroom

Ciężki los rentiera

Emil Szweda, Obligacje.pl | 28 sierpnia 2012
Podejmowanie na Catalyst przesadnie dużego ryzyka, może dać w długim terminie gorsze efekty niż unikanie go. Poszukiwanie złotego środka nie jest łatwe, ale opłacalne.

   Największym wrogiem rentiera jest inflacja. To ona powoduje, że życie z samych odsetek, z przyjemności zmienia się w katorgę obniżania stopy życia z roku na rok. Niestety, nie ma na to rady. Jeśli ktoś sądzi, że posiadając duże sumy, można pozwolić sobie na życie z samych odsetek bez uszczerbku kapitału – jest w błędzie. Kapitał musi być stale pomnażany, żeby mógł utrzymać swoją wartość w czasie. Od tych okrągłych zdań przejdźmy do konkretów.

   Załóżmy, że dziedzicząc pokaźny spadek postanawiamy zmienić swoje dotychczasowe życie. Ale zamiast prowadząc nocne życie przepuścić nieoczekiwane nadwyżki w dwa tygodnie, wpłacamy całą kwotę do banku, postanawiając wycofywać zeń tylko naliczone odsetki. Okazuje się jednak, że ta zapobiegawcza i dalekowzroczna decyzja, która miała zabezpieczyć naszą przyszłość, jest pierwszym krokiem do popadnięcia w nędzę. Jak to możliwe? Wypłacając z banku odsetki pozbawiamy nasz kapitał możliwości wzrostu, który jest niezbędny, by mógł od dostosować się do toczącego się równolegle wzrostu cen towarów i usług. Mówiąc krótko, jeśli wartość naszego kapitału nie będzie rosła, będzie stopniowo podjadana przez inflację.

   W pierwszych latach wpływ inflacji na oszczędności świeżo upieczonego rentiera nie będzie duży, ale stopniowo stanie się coraz bardziej dokuczliwy. Po 18 latach realna wartość zdeponowanego majątku stopnieje o połowę, po 30 latach zostanie go tylko 20 proc. Nie dość jednak na tym – również realna wartość wypłacanych odsetek będzie coraz mniejsza. Już po dziesięciu latach ich realna wartość spadnie o jedną trzecią (zakładając, że inflacja utrzyma się na poziomie 4 proc.), po 18 latach o połowę. Jeśli mówimy o milionie złotych, to po dziesięciu latach realna wartość otrzymywanych odsetek spadnie do 27 tys. zł rocznie. Nawet oszczędny rentier może mieć problemy z utrzymaniem za tę kwotę. Jeśli nic z tym nie zrobi, za kolejnych 10 lat będzie musiał żyć za równowartość dzisiejszych 18 tysięcy rocznie.

   Pobić inflację

   Wniosek jest prosty. Posiadacze oszczędności – nie tylko rentierzy – jeśli chcą uratować ich wartość przed żarłoczną inflacją, powinni lokować je tak, by uzyskiwane odsetki przewyższały inflację. Niestety, najprostrze rozwiązanie, czyli lokaty bankowe, jest zarazem rozwiązaniem najmniej efektywnym. Średnie oprocentowanie lokat – pamiętajmy, że odsetki bankowe są obciążone podatkiem – zaledwie równoważy skutki inflacji. Zatem trzymając pieniądze w bankach nie zarabiamy na odsetkach. Zarabiamy na inflację. Wycofanie zysków z odsetek oznacza, że nasze oszczędności straciły na wartości, bo możemy za nie mniej kupić (w ostatnich latach nie dotyczy to przekątnych telewizorów, metrażu mieszkań i cen biletów na mecze ekstraklasy). Żeby chronić pieniądze przed inflacją i wypracowywać realne zyski (tzn. przewyższające inflację) trzeba poszukać czegoś innego.

   Jedną z wielu form lokowania oszczędności są obligacje. Pomijam w tych rozważaniach obligacje skarbowe, ze względów, które opisałem w innym artykule. Bardziej kuszące dla rentierów i potencjalnych rentierów są obligacje korporacyjne, jako wyżej oprocentowane i dające większe możliwości dywersyfikacji ryzyka, którego podjęcie jest niezbędne, jeśli chcemy czegoś więcej niż utrzymanie stanu posiadania. A rentier nie ma wyjścia – musi podjąć ryzyko, jeśli nie chce zbiednieć i na starość wylądować w przytułku.

   Niestety, jakakolwiek aktywność inwestycyjna wyciąga z jaskini drugiego z głównych wrogów rentiera – urząd skarbowy. Ogromne znaczenie dla inwestycji odsetkowych ma fakt, że są to dochody opodatkowane i to nie byle jak – urząd skarbowy zabierze 19 zł z każdych zarobionych 100 zł. Biorąc pod uwagę, że inflacja zabiera 4 proc., musimy szukać papierów oprocentowanych na powyżej 5 proc., jeśli chcemy mieć z tego coś więcej niż nakarmioną inflację i zadowolonego ministra finansów.

   8 proc.

   Catalyst – rynek obligacji – jest z tego powodu dobrym adresem, ponieważ średnie oprocentowanie obligacji tu notowanych sięga 9,7 proc. (z pominięciem obligacji skarbowych). Oczywiście im wyższe oprocentowanie tym wyższe jest także ryzyko, dlatego najpierw skupmy się na obligacjach z namniejszym ryzykiem. Oprocentowanych powiedzmy na 8 proc. rocznie. Znajdziemy w tej grupie głównie banki, te same zresztą, w których możemy trzymać nie zarabiające na nas lokaty bankowe. Obligacja to już nieco wyższa półka – oprocentowanie ich jest wyższe, głównie ze względu na dłuższe terminy wygasania.

   Inwestując na 8 proc. rocznie, po potrąceniu podatku otrzymujemy 6,48 proc. Po odliczeniu inflacji, realna wartość naszej inwestycji rośnie o 2,48 proc. Mało? Więcej niż o 0 proc. na lokacie bankowej. Od miliona złotych jest to 24,8 tys. zł rocznie. Nie każdy ma milion? Zostawiając oszczędności na lokacie bankowej na pewno nie zbliżymy się do celu, a możemy do niego iść małymi kroczkami – rozmiar buta nie  jest tak istotny jak właściwy kierunek drogi.

   Załóżmy, że zamiast wycofać zyski, reinwestujemy je w całości. Przez dłuższy czas. Naprawdę długi. Przy zysku na pozioomie 6,48 proc. netto, podwoimy wartość kapitału w 11 lat. Inflacja jednak zje sporą część naszego zysku. Minie 30 lat zanim uda nam się podwoić wartość kapitału w ujęciu realnym – czyli wliczając inflację. Inaczej mówiąc – inwestując milion złotych na 6,48 proc. netto, po 11 latach będziemy mieć dwa miliony, a po 30 latach sześć milionów. Ale tych sześć będzie wartych tyle, co dwa dziś.

   Pół na pół

   Dla znaczącej części z nas, trzydzieści lat to mniej więcej połowa życia. Nie każdy jest skłonny patrzeć tak długo, jak trzy czwarte jego zysków zabieranych jest przez inflację i urząd skarbowy. Wyjściem z sytuacji jest podniesienie poziomu ryzyka inwestycyjnego i tym samym zysku. Inwestycje w obligacje mają tę zasadniczą zaletę, że – w odróżnieniu np. do akcji czy funduszy inwestycyjnych – można z góry przewidzieć jakie będą przyszłe zyski z inwestycji. Z palety możliwości wybieramy obligacje oprocentowane na 10 proc. Z jakim efektem?

   Po odliczeniu podatku zostaje nam 8,1 proc. Po odliczeniu inflacji 4,1 proc. A więc połowę odsetek możemy wycofać bez szkody dla wartości kapitału. Od miliona złotych to już 41 tys. zł rocznie. Tyle samo moglibyśmy zyskać lokując pieniądze na depozycie bankowym i przejadając całość odsetek. Pamiętamy jednak czym się to kończy – utratą wartości kapitału i nędzą na koniec życia. Inwestycja na 10 proc. jest nam potrzebna, żeby zjeść ciastko i nadal mieć ciastko. A jeśli chcemy mieć dwa?

   Reinwestując odsetki po dziewięciu latach uda nam się podwoić nominalną wartość kapitału, po 18 latach takiej inwestycji podwoimy go także realnie (uwzględniając inflację). Jeśli w tym momencie damy sobie spokój z dalszym reinwestowaniem całości otrzymywanych odsetek zostawiając ich tylko tyle, by wystarczyło na pokrycie inflacji, nasza roczna renta wyniesie równowartość dzisiejszych 125 tys. złotych, przy milionie złotych początkowej inwestycji. Realnie podwoiliśmy kapitał i potroiliśmy wysokość rentierskich odsetek na życie. W 18 lat.

   Jeszcze szybciej

  Osiemnaście lat to stanowczo za mało, zanim Twoje dzieci wydadzą Ci się dorosłe, ale szmat czasu jeśli chodzi o inwestycje. Możemy spróbować skrócić go jeszcze bardziej wybierając najwyżej oprocentowane i najbardziej ryzykowne obligacje, z którym możemy liczyć na 15 proc. odsetek brutto (12,15 proc. po uwzględnieniu podatku). Z jakim efektem?

   Arkusz excela przyjmie wszystko, zatem teoretycznie po sześciu latach inwestycji, podwoimy nominalną wartość kapitału, po 11 latach podwoimy ją również realnie. Realnie, ale tylko w odniesieniu do inflacji. Bo realnie, czyli w życiu 15 proc. rocznie nie da się zarabiać nie ponosząc od czasu do czasu ceny za podjęcie ryzyka. Rzuciliśmy naszemu zachłannemu rentierowi kłodę pod nogi zakładając, że co jakiś czas, któraś z jego ryzykownych inwestycji okaże się bankrutem. Co dwa lata mógłby tracić np. 10 proc. zainwestowanego kapitału, zakładając, że miał dość rozumu, żeby podzielić swój portfel na obligacje różnych spółek. Jeśli ktoś zauważy w tym miejscu, że inwestowanie całego kapitału wyłącznie w ryzykowne obligacje nie jest rozpraszaniem ryzyka, lecz jego kondensowaniem, niezależnie od liczby emitentów, zgodzę się z nim. Ale – jak widać na przykładzie Amber Gold – chciwość zaślepia.

   Efekty podejmowania ryzyka i ponoszenia jego kosztów okażą się zaskakujące. Dopiero po 11 latach uda się podwoić kapitał – mimo wysokiej stopy zwrotu i podjętego ryzyka – a po 28 latach uda się go podwoić także realnie. Podejmowanie wysokiego ryzyka dało niemal takie same efekty jak unikanie go. Na szczęście na razie tylko w excelu.

   Wniosek z tych wyliczeń jest wstydliwie prosty. Nie podejmując ryzka stoimy w miejscu lub cofamy się. Do pewnego momentu nagroda za podejmowanie ryzyka rośnie, ale kiedy wydaje się już naprawdę atrakcyjna, okazuje się tylko mirażem. Zamiast nagrody jest rachunek do zapłacenia.  

Więcej wiadomości kategorii Analizy