niedziela, 24 listopada 2024

Newsroom

Nie tacy straszni deweloperzy

Emil Szweda, Obligacje.pl | 4 października 2012
Na trzydzieści sześć serii obligacji deweloperów notowanych na detalicznej części Catalyst, tylko osiem notowanych jest powyżej nominału. Czemu inwestorzy aż tak ich nie lubią?

Powodów, dla których deweloperzy mają słabą prasę, wymienić można wiele. Spadek popytu na mieszkania wyrażony w liczbie udzielonych kredytów hipotecznych przekracza 20 proc. Na rynku przeważa podaż zarówno mieszkań gotowych, w budowie, jak i w obrocie wtórnym. W dodatku z końcem roku kończy się program Rodzina na Swoim, który stanowi obecnie 20 proc. rynku kredytów hipotecznych. Plus spowolnienie gospodarcze, spadek cen mieszkań, zbyt duże banki ziemi kupione po zawyżonych cenach – oto główne, powszechnie wymieniane przyczyny, dla których inwestorzy odnoszą się z głęboką niechęcią do branży. O ile w przypadku rynku akcji jest to zrozumiałe, ponieważ spadek rentowności deweloperów (a więc i zysków na akcję) jest nieunikniony, o tyle przecena obligacji, wskazuje na obawy związane z terminową spłatą zobowiązań. Czy rzeczywiście jest tak źle, by obawiać się dalszych bankructw deweloperów notowanych na Catalyst?

Wskaźniki bieżącej płynności nie wskazują na zagrożenie

Jednym ze wskaźników pozwalających wyciągnąć wnioski o kondycji finansowej przedsiębiorstw jest wskaźnik płynności finansowej, czyli stosunek aktywów obrotowych do krótkoterminowych zobowiązań. Co do zasady przyjmuje się, że jeśli aktywa obrotowe są równe lub większe od krótkoterminowych zobowiązań, firma nie ma większych problemów z płynnością, ponieważ sprzedaż aktywów obrotowych (a więc przeznaczonych do sprzedaży) powinna pokryć krótkoterminowe zobowiązania bez uciekania się np. do wyprzedaży tzw. sreber rodowych (aktywów trwałych) lub innych metod pozyskiwania środków na spłatę zobowiązań.

Okazuje się, że spośród czternastu deweloperów, których obligacje notowane są na detalicznej części Catalyst, tylko jeden – Capital Park – miał na koniec czerwca wskaźnik płynności poniżej 1. Mimo to, ponieważ jest on specyficznym deweloperem (zajmuje się wynajmem powierzchni biurowej, która nie stanowi jego majątku obrotowego, lecz aktywa trwałe), w żadnym razie nie można o nim powiedzieć, że jego sytuacja finansowa budzi zastrzeżenia.

Rynek stawia granice

Deweloperzy mieszkaniowi prowadzą jednak specyficzną księgowość, dlatego relacja aktywów obrotowych do krótkoterminowych zobowiązań nie oddaje najlepiej ich kondycji finansowej. Dlaczego? Aktywa obrotowe, to w ich przypadku mieszkania przeznaczone do sprzedaży (obojętnie, gotowe, w budowie, czy na deskach kreślarskich). Zakładanie w obecnych czasach, że duże zapasy mieszkań świadczą o dobrej kondycji dewelopera i jego odporności na ryzyko utraty płynności finansowej, byłoby zbyt życzeniowym spojrzeniem na sytuację. Dlatego lepszym wskaźnikiem oceny wypłacalności będzie tzw. wskaźnik szybkiej płynności, a więc aktywa obrotowe pomniejszone o zapasy (oraz o rozliczenia międzyokresowe). Jeśli tak postawimy sprawę, to okaże się, że tylko dwóch z czternastu deweloperów ma wskaźnik szybkiej płynności powyżej 1, nie jest to jednak niczym niezwykłym. W wypadku tego wskaźnika trudno jednak precyzyjnie ustawić „urzędową” granicę bezpieczeństwa.

Ale – sądząc po notowaniach deweloperów – potrafią wyznaczyć ją inwestorzy. W niemal wszystkich przypadkach, w których aktywa obrotowe pomniejszone o zapasy pokrywają mniej niż czwartą część krótkoterminowych zobowiązań, obligacje deweloperów zostały poważnie przecenione.

Najlepszym przykładem tej tezy jest Gant, którego wskaźnik szybkiej płynności wynosi 0,19 (na złotówkę krótkoterminowych zobowiązań ma 19 groszy aktywów obrotowych z pominięciem zapasów. Łącznie z zapasami ma 1,57 zł), a ceny jego obligacji zbliżają się do 90 proc. nominału. W tym także tych, których termin wykupu mija w przyszłym roku. Oznacza to, że rentowność jego obligacji przekracza w niektórych przypadkach 25 proc. i jest przeszło dwa razy wyższa niż wynikałoby to z samego oprocentowania obligacji.

Również obligacje Marvipolu są poddane silnej presji podaży, a w jego przypadku wskaźnik szybkiej płynności wynosi 0,22, natomiast rentownści obligacji przekraczają ich oprocentowanie nawet o 4 pkt procentowe. Wskaźnik szybkiej płynności Wikany wynosił na koniec czerwca 0,2, zaś obligacje tego dewelopera spadły do 97 proc. nominału, co daje im 15,4 proc. rentownści. W jednym przypadku reguła niskiego wskaźnika szybkiej płynności nie wpłynęła na ceny obligacji – chodzi o papiery Trusta, które wyceniane są w okolicach nominału, choć wskaźnik wynosi 0,23. Jednak Trust ma aktywa obrotowe o wartości 11-krotnie wyższej niż krótkoterninowe zobowiązania. Inwestorzy najwyraźniej głęboko wierzą, że taki bufor ochroni dewelopera przed kłopotami. Również Murapol wyceniany jest lepiej niż konkurencja o podobncych wskaźnikach szybkiej płynności.

Nie wszyscy muszą zbankrutować

Pozostałe tradycyjne – lecz statyczne – miary zadłużenia, nie wpływają w wyraźny sposób na postępowanie inwestorów. Być może dlatego, że we wszystkich przypadkach poziom zlewarowania względem kapitału własnego nie przekracza reguł zdrowego rozsądku, zaś najmocniej wychylony od średniej Marvipol, który na cztery złote swojego majątku, aż trzy finansuje kapitałem zewnętrznym, został ukarany przeceną obligacji.

Na koniec inna uwaga, która być może lepiej pozowala zrozumieć, czemu inwestorzy boją się deweloperów – na czternastu z nich, tylko czterech zanotowało w I półroczu dodatnie przepływy operacyjne (Capital Park i Robyg, oraz – tu niespodzianka - Gant i Wikana). A to właśnie one mówią najwięcej o zdolności spółki do zarabiania pieniędzy i przetrwania.

Szczęśliwie, na wynikach za I półrocze świat się nie skończył, a już w najbliższych tygodniach na rynek zaczną napływać raporty za III kwartał. Po drugie, warto pamiętać, że tak jak na wojnie nie wszyscy muszą zginąć, tak i w kryzysie nie wszystkie spółki bankrutują. Ten los czeka jedynie najsłabsze z nich, a lektura raportów finansowych pomaga zorientować się w zagrożeniach.

Więcej wiadomości kategorii Analizy