sobota, 18 maja 2024

Newsroom

Jak zarabiać więcej na obligacjach korporacyjnych?

Emil Szweda, Obligacje.pl dla Forbes.pl | 10 października 2014
Strategia „kup i trzymaj” idealnie nadaje się do stosowania w inwestycjach w obligacje firm. Ale konfitury zbierają ci, którzy wybierają aktywną postawę.

Pełna treść artykułu dostępna jest tu. Opublikowano za zgodą Forbes.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Jedną z najbardziej przyjemnych rzeczy jakie wiążą się z inwestowaniem w obligacje korporacyjne jest stały strumień gotówki z dokonanej inwestycji. Chodzi rzecz jasna o wypłacane przez emitentów obligacji odsetki, które trafiają na konta co kwartał lub co pół roku (w incydentalnych wypadkach okresy odsetkowe trwają rok lub miesiąc). Pod tym względem mało która inwestycja może się z obligacjami równać. Prosta do zrozumienia i zastosowania konstrukcja sprawia, że zdecydowana większość inwestorów, którzy kupują obligacje firm, stosuje strategię „kup i trzymaj”. Raz kupione obligacje są przez nich przetrzymywane do dnia wykupu w zamian za odsetki w wysokości od 3,69 proc. (WIBOR6M plus 1 pkt proc. płaci inwestorom BZ WBK za trzyletnie obligacje) do 15 proc. (oprocentowanie stałe EkoPaliwa Chełm) – w zależności od poziomu zaakceptowanego ryzyka. Oczywiście strategii „kup i trzymaj” nie należy mylić z „kup i zapomnij”, zwłaszcza w przypadku wyboru papierów o podwyższonym poziomie ryzyka.

Kup i dobrze sprzedaj

Powyższe, nie oznacza bynajmniej, że inwestując w obligacje firm nie można osiągać np. dwucyfrowych stóp zwrotu. A taka perspektywa niekoniecznie musi wiązać się z ponoszeniem większego ryzyka. Szans raczej należy upatrywać w bardziej aktywnej postawie inwestycyjnej.

Stwarza ją możliwość zakupu obligacji na rynku pierwotnym (w czasie emisji obligacji) i odsprzedaż papierów po wyższej cenie na Catalyst (rynek wtórnego obrotu obligacjami zorganizowany przez GPW). Szanse na dodatkowy zarobek dotyczą zarówno większych, jak i mniejszych emitentów. Żeby nie być gołosłownym – weźmy pod uwagę obligacje ostatniej publicznej emisji PKN Orlen. Za sześcioletnie papiery koncern oferował 5 proc. odsetek w skali roku. Mało? Kto kupił obligacje mógł pół roku później sprzedać je na Catalyst za 104 proc. nominału, czyli 4 proc. powyżej ceny nabycia. Rentowność półrocznej inwestycji sięgnęła więc 13 proc. brutto w skali roku. I to bez angażowania środków w ryzykowne przedsięwzięcia.

Przykładowi Orlenu można zarzucić, że cena wzrosła tylko dzięki zmianie nastawienia inwestorów do stopy procentowej (więcej o tym niżej). Weźmy więc pod uwagę obligacje Kruka z ostatniej publicznej emisji (grudzień 2013 r.). Emitowano je z marżą 4 pkt proc. ponad WIBOR3M. Pół roku po emisji można było je sprzedać po 103,5 proc. nominału, a więc inkasując dodatkowe 7 proc. rocznej rentowności ponad 6,7 proc. pierwotnego oprocentowania (we wrześniu br. cena wspięła się nawet do 106,2 proc.). Razem jest to prawie 14 proc. rentowności w skali roku.

Przykładów obligacji, które można było sprzedać na Catalyst po cenie wyższej niż emisyjna jest zdecydowanie więcej niż sytuacji, w których zawarcie takich transakcji jest niemożliwe. Dzieje się tak m.in. dlatego, że stosowana przez większość inwestorów strategia „kup i trzymaj” ogranicza podaż papierów na Catalyst, co może prowadzić do wzrostu ceny. Jeśli słyszeliście kiedyś, że Catalyst jest rynkiem mało płynnym, to istotnie – tak właśnie jest. Ale nie ze względu na brak chętnych do kupna, lecz dlatego, że papierów dobrej jakości mało kto ma ochotę się pozbyć.

Dalszy ciąg artykułu dostępny jest tu.

Więcej wiadomości kategorii Catalyst