piątek, 22 listopada 2024

Newsroom

Podsumowanie tygodnia: Akcje zagrożą Catalyst - poprawiony

Emil Szweda, Obligacje.pl | 27 lutego 2015
Dzień, w którym inwestorzy dojdą do wniosku, że akcje są atrakcyjniejszym celem inwestycji zbliża się z każdym spadkiem WIBOR i defaultem na Catalyst.

W poprzedniej wersji znalazły się źle dobrane i nieprzemyślane wyrażenia w odniesieniu do emitentów i inwestorów. W związku z tym zmieniłem część czwartego akapitu, a urażonych wcześniejszą wersją pragnę przeprosić - Emil Szweda.

Póki co, w obrębie małych spółek rynek wysyła dowody istnienia wprost przeciwnych tendencji. Publiczna emisja akcji 2C Partners sprzedała się w mniej niż 5 proc., choć ta sama spółka bez problemu (z nadsubskrypcją) plasowała w II połowie roku obligacje w dwóch prywatnych emisjach. Wcześniej – w grudniu ub.r. – przytyczka w nos dostał Leasing-Experts, który także nie zdołał uplasować publicznej emisji akcji (odstąpił od oferty), choć obligacje sprzedawał również na pniu.

Te dwa przykłady nie tworzą jednak reguły. Jest wiele czynników przemawiających za powodzeniem lub fiaskiem emisji akcji i obligacji, a powyższe nie dowodzi jeszcze, że detaliczni inwestorzy naprawdę wsiąkli w Catalyst do tego stopnia, że zapomnieli o istnieniu innych aktywów. Nawet, jeśli w przypadku części z nich istotnie tak się stało, to spadający WIBOR i rosnąca wartość indeksów giełdowych może im przypomnieć o innych możliwościach. WIBOR spadł już do 1,8 proc., FRA wyceniają jego zejście do 1,5 proc., a kontrakty IRS wyceniają jego średnią wartość w okresie 10 lat na 2 proc. Rynek terminowy naturalnie nie jest nieomylny, inwestorzy działający na nim nie posiadają szklanej kuli. Ale dziś żadne jawne znaki – poza drożejącą ropą – nie zapowiadają zwrotu.

Przy WIBOR na poziomie 1,5 proc. i 3-4 pkt proc. marży, co staje się regułą w przypadku mocnych finansowo emitentów obligacji, na papierach korporacyjnych będzie można zarobić 4,5-5,5 proc. Coraz częściej pojawiać się będą oferty takie jak emisja Getin Noble (4 proc. na pięć lat), a inwestorzy będą z niedowierzaniem kręcić głową. W dobrym dniu lub tygodniu tyle można przecież zarobić na akcjach. Owszem stracić też, ale przy historycznie niewiarygodnie niskich stopach procentowych (kto spodziewał się WIBOR poniżej 2 proc. choćby jeszcze rok temu?), przynajmniej część inwestorów zacznie kusić giełda. Giełda, która od początku działania Catalyst praktycznie nie była konkurencją dla obligacji firm, ze względu na marazm cenowy. Teraz jednak, gdy stopy zeszły tak nisko, a defaulty firm emitujących dług oferowany przede wszystkim inwestorom detalicznym – takie jak Uboat-Line czy e-Kancelaria – skutecznie podkopały zaufanie drobnych inwestorów do papierów dłużnych, dzień przesilenia zdaje się zbliżać coraz większymi krokami.

Trudno ocenić na ile widoczny coraz częściej spadek cen obligacji małych firm ma związek z efektem Uboat-Line. Nawet ci, którzy stoją z boku mogli się przekonać, że jedyną decyzją administracyjną było jak dotąd zawieszenie notowań, a posiadacze obligacji są dziś po prostu bezsilni. W dyskusjach na forach internetowych widać coraz większe zniechęcenie detalicznych inwestorów do rynku. Można powiedzieć, że jest to kosztowna lekcja, którą młody rynek musiał odrobić, żeby inwestorzy mogli nabrać doświadczenia, i by emitenci szukali partnerów na wiele lat, a nie naiwniaków. Należałoby jednak zrobić wszystko co możliwe, by nie tracić zapału pionierów do budowy rynku, a nie jest to pierwszy komentarz, w którym piszę o takiej możliwości (tj. utraty zaufania detalicznych inwestorów do rynku ze względu na faktyczny brak prawnej ochrony ich interesów). Być może fakt, że ten i ów próbuje wycofać pieniądze z obligacji ma związek właśnie z utraconym zaufaniem, a być może z zamiarem przeniesienia środków na giełdowe MiŚ, w każdym razie coraz częściej na Catalyst zdarzają się okazje zarobienia 6-7 proc., jak na przykład spadek notowań najwyżej oprocentowanej serii Best w okolice nominału.

Naturalnie można też twierdzić, że rynek obligacji firm rozwinie się i bez inwestorów detalicznych nastawionych na high yeildowe papiery. Będzie w tym dużo racji, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że docieranie do profesjonalnych inwestorów jest jednak sporo tańsze. Dobrym przykładem może być ponownie Best, który w jednym czasie oferował obligacje inwestorom detalicznym i – innej serii – instytucjonalnym. Koszt emisji detalicznej szacowano na 2,3 proc. wartości oferty, a instytucjonalnej na 1,5 proc. To 50 proc. różnicy.

Być może też pieniędzy inwestorom wystarczy i na sponsorowanie domniemanej hossy i na obligacje firm. Przekonamy się, jeśli indeksy giełdowe dadzą nam okazję do przeprowadzenia porównań w dłuższym okresie.

Więcej wiadomości kategorii Komentarze