sobota, 19 kwietnia 2025

Newsroom

Podsumowanie tygodnia: Trzyletni szczyt w zasięgu

Emil Szweda | 17 kwietnia 2025
Polskie obligacje skarbowe nie dały się ponieść fali marcowej wyprzedaży niemieckich bundów, ani kwietniowej panice widocznej na wykresach notowań amerykańskiego długu. Stare giełdowe porzekadło mówi, że jeśli coś nie chce tanieć, to będzie drożało.

Oczywiście, różnią nas okoliczności. Niemieckie obligacje taniały po wypracowaniu politycznej zgody na wzrost zadłużenia Niemiec, głównie związanego z wydatkami na obronność, ale dla inwestorów cel wydatków nie ma przecież znaczenia, liczy się prawdopodobieństwo zwiększenia podaży długu. Amerykańskie obligacje taniały, ponieważ inwestorzy obawiają się wzrostu inflacji w związku z polityką celną USA, a być może swoje trzy grosze dołożyli też wierzyciele zagraniczni, którzy mieli mnóstwo powodów, by pozbywać się amerykańskich obligacji po ogłoszeniu „Dnia Wyzwolenia”. Polskie papiery reagowały w obydwu przypadkach, ale raczej dla towarzystwa, nie było widać większych emocji targających inwestorami. Co więcej, nasz rynek zupełnie zignorował informacje o wzroście ubiegłorocznego deficytu wysoko ponad i tak naciągnięty do granic plan. A kiedy rynek ignoruje preteksty do spadku, zwykle jest to znakiem, że czeka na sygnały do wzrostu.

Na koniec dnia (czwartek po południu) rentowność naszych dziesięciolatek spadła poniżej 5,2 proc. (z 6 proc. jeszcze miesiąc temu) i szykowało się najniższe zamknięcie tygodnia od sierpnia ub.r. 5,04 proc. to z kolei poziom zamknięcia z połowy grudnia 2023 r. i gdyby niebawem udało się pokonać i ten poziom, notowania naszych obligacji znalazłyby się najwyżej od trzech lat, kiedy na rynku długu dla odmiany w najlepsze trwała wyprzedaż. Rynek znalazł się więc w miejscu, z którego możliwe byłoby wyrwanie się z objęć niemal trzyletniej konsolidacji, ale dopóki tak się nie stanie, optymiści mogą też zostać skarceni.

Istnieje szereg powodów, dla których pozytywny scenariusz może się nie zrealizować. Najważniejszym jest sytuacja w USA. Rynek długu jest rynkiem globalnym, ściśle powiązanym ze sobą i wyraźnie skorelowanym. Trudno wyobrazić sobie trwałą tendencję wzrostową polskich papierów i jednoczesny systematyczny wzrost rentowności amerykańskich obligacji. Spread między rentownościami może się rozszerzać i kurczyć, ale kierunek zmian notowań pozostawał ten sam na przestrzeni całych dekad. Oczywiście, inwestorzy mogą mniej przychylnie patrzyć na obligacje kraju, który zmierza do dewaluacji własnej waluty, i którego działania mogą doprowadzić do wzrostu inflacji (co nie jest korzystne dla posiadaczy obligacji, a szczególnie dla zagranicznych wierzycieli). Ale to obligacje USA są najpłynniejszym instrumentem na świecie i to one wyznaczają kierunek na rynku długu. Choćby dlatego, że wiele banków centralnych ulokowało w nich znaczną część swoich rezerw.

Wygląda na to, że Catalyst każde rozstrzygnięcia na globalnym rynku (lub ich brak) potraktuje z równą przychylnością, co wszystkie dotychczasowe zawirowania. Napływy do funduszy obligacji korporacyjnych po raz siódmy w ostatnich 12 miesiącach oscylowały wokół 0,5 mld zł (w marcu nieco powyżej tej kwoty). Inwestorzy chcą kupować, a emitenci odpowiadają na te potrzeby. Olivia Fin bez najmniejszych problemów uplasowała ostatnią emisję w ramach programu publicznych emisji, oczywiście obniżając przy tym wysokość oferowanej marży. Vehis zapowiedział aż dwa nowe programy emisji na łącznie 900 mln zł (mówimy o firmie, która zadebiutowała na Catalyst w ub.r. z emisją wartą 21 mln zł), Dom Development poprzestał na skromnych 400 mln zł, Cavatina uchwaliła nowy program emisji prospektowych na 200 mln zł, Interbud-Lublin obecność na rynku długu zamierza rozpocząć od emisji na 21 mln zł. A mówimy tylko o programach emisji ustalonych w kilku ostatnich dniach. Jedynym zmartwieniem dyrektorów finansowych wydaje się myśl, że oferowaną marżę można było jednak ściąć jeszcze mocniej

Więcej wiadomości kategorii Komentarze