niedziela, 24 listopada 2024

Newsroom

Podsumowanie tygodnia: Dwa tygodnie i nic

Emil Szweda | 22 stycznia 2021
Ponad dwa tygodnie temu rentowność amerykańskich obligacji wybiła się na nowe – wyższe poziomy – co nie spotkało się z większą reakcją innych rynków. Choć, w odróżnieniu od wcześniejszych jednodniowych ekscesów, teraz rentowność utrzymuje się już trzeci tydzień.

Rentowność amerykańskich obligacji utrzymuje się na podwyższonych poziomach (okolice 1,85 proc.) bez wyraźnej korekty świadczącej o tym, że inwestorzy byliby zainteresowani zakupami wyższych rentowności, choć jednocześnie poszukują jej na całym świecie. W tym tygodniu Francja uplasowała 50-letnie obligacje z rentownością ustaloną na 0,5 proc. Jak podkreślają komentatorzy, inwestorzy kupują chętnie obligacje z „ultra długimi” terminami do wykupu, nie dlatego, że wierzą, że dzięki temu robią świetny interes zapewniający im niezłe dochody na dwa pokolenia do przodu, ale dlatego, że zmusza ich do tego poszukiwanie jakiejkolwiek dodatniej rentowności. Dziesięcioletnie obligacje Francji wciąż dają minus 0,3 proc., a rentowność niemieckich 30-latek spadła poniżej 0 proc.

Tłumaczy to, dlaczego świat obligacji w zasadzie nie reaguje na wzrost rentowności papierów USA (na większości rynków rentowności wzrosły w tym czasie o ok. 10 punktów; wzrost cen naszych papierów w tym czasie trudno wytłumaczyć inaczej niż ich oderwaniem od światowego rytmu, co nie jest dobrą wiadomością). Rentowność obligacji high yield w USA spadła do 4,24 proc. – trzy ćwierci punktu procentowego poniżej rekordu sprzed pandemii. Serwisy informacyjne pękają od informacji o rekordowej podaży obligacji, obojętnie skarbowych czy korporacyjnych – można odnieść wrażenie, że każdy dług, który pojawia się na rynku znajduje nabywców, jeśli tylko oferuje rentowność przekraczającą 0 proc.

Jeśli próbować spojrzeć na rynek z dystansu, możemy uznać całość za gigantyczny zakład o światową inflację. Nie wszyscy są o nią spokojni, debata na ten temat staje się coraz bardziej ożywiona, ale skup obligacji przez banki centralne wygładza rynkowe wahania, likwiduje element zmienności, a przewidywalność i powtarzalność wyników przyciąga kapitał i środki wycofywane z lokat bankowych. Skoro 10- i 30-letnie obligacje przestały drożeć (limitem jest osiągnięta rentowność) problem można rozwiązać oferując papiery o dłuższych terminach wykupu. Francja nie jest jedynym emitentem, który wykorzystuje sytuację rynkową do zagwarantowania sobie niskiego kosztu zadłużenia przez możliwie jak najdłuższy czas. Stuletnie obligacje Austrii z czerwca 2020 r. podrożały o 7,5 proc. – tego rodzaju papiery nie tylko znajdują nabywców, ale także pozwalają sięgać po dodatkowe zyski.

Inwestorzy o dłuższym stażu mogą być zaniepokojeni jednomyślnością rynku, na którą wskazują rentowności i emisje coraz dłuższych papierów, bo jednomyślność zwykle poprzedza ona nadejście kłopotów. W rzeczywistości jednak obraz jest zaciemniony przez interwencje banków centralnych. Rentowność obligacji w USA wzrosła ze względu na ryzyko wywołania inflacji przez realizację planu Bidena, ale – poza przesunięciem rentowności papierów skarbowych, a przez to także wzrostem oprocentowania nowych kredytów hipotecznych o kilkanaście punktów bazowych – nie wydarzyło się nic, co świadczyłoby o nerwowości inwestorów. Jest to o tyle zrozumiałe, że skok rentowności sam w sobie nie przekłada się na wzrost oprocentowania długu wyemitowanego wcześniej. Oznacza stratę na wycenie dla posiadaczy obligacji, ale nie rodzi natychmiastowych konsekwencji dla emitentów, o ile tylko zachowają oni płynność, a z tym na razie rządy nie mają problemów. Również z tego powodu wzrost rentowności obligacji USA może być ignorowany. 

Więcej wiadomości kategorii Komentarze