niedziela, 24 listopada 2024

Newsroom

Podsumowanie tygodnia: Pół roku konsolidacji

Emil Szweda, Obligacje.pl | 28 sierpnia 2020
109 mld zł deficytu budżetowego w tym roku i 84 mld zł w przyszłym. A dobrze wiemy, że to tylko część prawdy o finansach publicznych. Rentowności obligacji wzrosły, ale za mało, żeby mówić o zmianie sytuacji.

W najlepszym razie – dla inwestorów czekających na wzrost zmienności na rynku obligacji – możemy mówić o półrocznej konsolidacji, która może skończyć się wybyciem, czyli raczej spadkiem cen i wzrostem rentowności. To – dziś – hipotetyczne zagrożenie dotyczy nie tylko naszych papierów, ale w ogóle obligacji skarbowych, w szczególności amerykańskich. Również w USA rentowności obligacji wzrosły po czwartkowym wystąpieniu Jerome’ego Powella, szefa Fed, i to o 14 pkt bazowych w przypadku papierów 30-letnich, ale i w tym wypadku skok rentowności powyżej 1,5 proc. po raz pierwszy od dwóch miesięcy niewiele jeszcze zmienia. Nie licząc momentów skrajnej paniki (najpierw zakupów, później wyprzedaży obligacji), rentowność 30-latek porusza się w zakresie 1,1-1,7 proc. od pół roku, dla dziesięcioletnich papierów ten zakres jest węższy (0,5-0,9 proc.), podobnie rzecz ma się w przypadku naszych 10-latek (1,2-1,5 proc. w nieco krótszym przedziale czasowym), czy niemieckich bundów (-0,6- -0,2 proc.).

Okoliczności – monstrualne deficyty wymagające dalszej emisji długu i współpracy z bankiem centralnym, który ten dług mógłby częściowo wchłonąć – zdają się sprzyjać wzrostowi rentowności, co oczywiście miałoby swoje konsekwencje. Choćby dla uczestników funduszy dłużnych, które – bądźmy szczerzy – przy tak niskich rentownościach nie mogą zbyt długo zarabiać dla swoich klientów wyraźnie więcej niż lokaty bankowe, bo nawet najzręczniejsi zarządzający nie mogą wiecznie kupować dołków i sprzedawać górek na płaskim rynku, a taka ekwilibrystyka jest dziś konieczna, aby zarobić więcej niż konkurencja. Dziś jeszcze średnie stopy krajowych funduszy papierów skarbowych wypadają przyzwoicie (ponad 3 proc. za ostatnie pół roku), ale za kilka tygodni, gdy będziemy porównywać, jak radzą sobie na płaskim rynku pozbawionym trendu, sytuacja będzie wyglądała mniej zachęcająco.

Być może na rzeczy jest coś więcej niż tylko przeczucia, że sytuacja może się zmienić. W tym tygodniu Bank Gospodarstwa Krajowego uplasował „covidowe” obligacje za 5,5 mld zł przy popycie 5,8 mld zł (na uzupełniającej aukcji BGK schylił się po 121 mln zł). W lipcu, gdy sprzedawano papiery za 11,9 mld zł popyt sięgał 13,1 mld zł, a był to okres znacznie częściej przeprowadzanych aukcji. Być może jest to sygnał zaspokojenia apetytu nabywców, którzy mają przecież świadomość, że czego jak czego, ale akurat emisji obligacji skarbowych w najbliższych miesiącach nie zabraknie.

Obligacje korporacyjne w takiej perspektywie prezentują się ciekawiej niż skarbowe, choć głównie z tego powodu, że od lat ich notowania pozostają nieomal niewrażliwe na bodźce zewnętrzne. Co prawda epidemia i jej skutki wywołały przecenę i na Catalyst, ale obecnie ceny obligacji wróciły do wcześniejszych poziomów i oferują rentowność niższą niż kiedykolwiek wcześniej (po spadku WIBOR). Za to rynek pierwotny – wciąż w fazie rozruchu – daje inwestorom fory. W tym tygodniu Atal ogłosił, że nową emisję sprzeda z marżą 2,6 pkt proc. ponad WIBOR, choć rok temu oferował (i bez problemu sprzedał) 1,9 pkt proc. Spadek WIBOR o 1,4 pkt proc. został więc podzielony równo między emitenta i inwestorów. Wcześniej na podniesienie marż w nowych emisjach decydowały się Echo Investment i Benefit Systems, zaś emisje kierowane do inwestorów indywidualnych otrzymywały stałe oprocentowanie rekompensujące spadek WIBOR.

Więcej wiadomości kategorii Komentarze