niedziela, 24 listopada 2024

Newsroom

Podsumowanie tygodnia: Nie dla detalu

Emil Szweda, Obligacje.pl | 2 lipca 2021
Jeśli pandemia i jej konsekwencje miały jakiś pozytywny wpływ na rynek długu, to jest nim zwiększenie wartości pojedynczych emisji. Gorzej, że ich wielkość nie przekłada się później na płynność na Catalyst.

O emisji Kruka wartej 330 mln zł wspominałem w zeszłym tygodniu. Tak jak można było oczekiwać, papiery mają sześcioletni okres do wykupu i zmienne oprocentowanie zależne od WIBOR, co chroni posiadaczy papierów przed skutkami ewentualnych podwyżek stóp procentowych. Do których dojdzie – o czym wspomniał Adam Glapiński, prezes NBP, w opublikowanym w piątek wywiadzie - kiedy tylko większość członków Rady (w zasadzie prezes mówił o sobie) uzna, że inflację wywołują czynniki popytowe, a nie zewnętrzne. Czyli pewnie nieprędko, bo gnana cenami ropy, żywności i energii inflacja może dojść i do 10 proc., a popyt od tego nie wzrośnie.

Niemniej, emisja Kruka była rekordowa i dla niego i dla wszystkich spółek z branży wierzytelności w Polsce. Poprzedni rekord należał do Kredyt Inkaso (230 mln zł), ale tamta emisja sprzed dwóch lat, konsolidowała dług KI, a Kruk zgłosił swoje aspiracje inwestycyjne. To różnica. Rekordowych dla poszczególnych emitentów jest w ostatnich tygodniach więcej. Cognor (to akurat debiutant) pozyskał 200 mln zł, Voxel 50 mln zł, Prefa 9 mln zł, Cavatina 20,5 mln zł, Robyg 150 mln zł, GTC 500 mln EUR, R.Power 150 mln zł (w debiutanckiej ofercie), Pekabex 40 mln zł… Wyliczenia można mnożyć sięgając nieco dalej, do majowej emisji Develii (150 mln zł), czy rekordowej emisji Ghelamco (400 mln zł) – jak rynek długi i szeroki, kolejne emisje biją rekordy w skali pojedynczych emitentów.

Zjawisko nie jest trudne to wytłumaczenia. Pieniędzy na rynku jest nadmiar i do tego są to pieniądze tanie, tańsze niż w poprzednich latach. Z tego powodu duże emisje kuszą emitentów, którzy mogą dzięki nim refinansować droższe papiery z przeszłości. 10 punktów bazowych mniej to koszt o 10 tys. zł niższy na każdych 10 mln zł. Więc jeśli uda się zastąpić emisję na 100 mln zł kuponem o 50 punktów niższym (a nie jest to rzadkość), oszczędność sięga 0,5 mln zł rocznie, czyli 2 mln zł przez cztery lata. Niewiele w skali spółek, które takich emisji dokonują, ale sporo, jeśli premie dla dyrektora finansowego zależą od kosztów obsługi zadłużenia. 

Coraz większe emisje oznaczają… mniejszą płynność na Catalyst. Dlaczego? Duże emisje nie trafiają do inwestorów indywidualnych, bo nawet ci, którzy lokują jednorazowo po 1 mln zł, są w takich przypadkach pomijalnym czynnikiem popytowym. A im większe fundusze, tym mniej mają ochoty sprzedawać raz kupiony papier. Nawet jeśli uda im się uzyskać dobrą cenę na rynku wtórnym, jaka będzie korzyść z transakcji np. na 20 tys. zł, przy papierze kupionym za 10 mln zł i zarządzanych aktywach liczonych w setkach milionów złotych? No właśnie. Bez ryzyka nie ma handlu, a ryzyka stopy procentowej fundusze na siebie nie biorą.

Co gorsza, ruch na rynku pierwotnym zupełnie nie przekłada się na prospektowe emisje publiczne dla inwestorów indywidualnych. W I półroczu przeprowadzono tylko trzy takie emisje o łącznej wartości 106 mln zł. To mniej niż połowa wyniku sprzed roku, a był to przecież czas zdominowany przez pandemię i niepewność. W ogóle było to najgorsze pod tym względem półrocze od dziesięciu lat, czyli w zasadzie od początku rynku. Cóż, taka jest cena jego profesjonalizacji.

Więcej wiadomości kategorii Komentarze